Nadszedł dzień urodzin Perrie. Wstaliśmy trochę później niż
zwykle, a mianowicie była to godzina 12, także sobie pospaliśmy. Na prezent kupiłam razem z Harry’m wymarzone przez nią buty i hipisowskie dodatki. Na dworze było
słonecznie, żadnej deszczowej chmurki. Jednak to Londyn i w każdej chwili może
wszystko się zmienić. Impreza jest o 7pm. więc mamy jeszcze dużo czasu. Zeszłam
na dół razem z laptopem, którego wzięłam wcześniej z pokoju i wyszłam na ogród.
Usadowiłam się w moim kochanych hamaku, który mogłam znowu wywiesić, bo znowu
lato. Śmieszne jest to, że już minął rok, powtarzam ROK, odkąd tu przyjechałam
z Clarą. Zobaczcie ile w moim życiu zaszło zmian. To jest niewyobrażalne,
niesamowite. Weszłam na twitter’a. Zobaczyłam co słychać w wielkim świecie. Follow’nęłam kilka osób i napisałam
tweet’a: first 10ppl will get a follow from Harry Styles #RT if you want I
will check it! #hurry. Ogarniałam swój @conect, mnóstwo osób zrobiło #RT mojego
tweet’a, zresztą jak zawsze. Wybrałam 10 pierwszych osób i napisałam w kolejnym
nazwy tych kont, które wygrały follow od Harry’ego. Teraz jeszcze trzeba
powiedzieć o tym Harry’emu, żeby follow’nął te konta, żeby nie być gołosłownym.
Siedziałam wpatrzona w monitor komputera, słuchałam muzyki. Ogarnęłam jeszcze
portal z ploteczkami, chciałam zobaczyć, czy znowu czegoś na mój temat nie
napisali. Na szczęście nie. Nagle poczułam miłe muśnięcie na mojej szyi. Odwróciłam
głowę. Za mną stał uśmiechnięty Harry z dwoma kubkami gorącej czekolady. Położył
je na stole ogrodowym, a sam wwalił się na hamak obok mnie. Pocałował mnie
czule i znowu się uśmiechnął.
- No hej kochanie. – powiedział. – Co tam robisz?
- A no właśnie, musisz zrobić follow dziesięciu kontom, które wygrały. – zaśmiałam się.
- Jasne, daj. Tylko powiedz które.
- A no właśnie, musisz zrobić follow dziesięciu kontom, które wygrały. – zaśmiałam się.
- Jasne, daj. Tylko powiedz które.
Wziął mojego laptopa, zalogował się na swój profil i ogarnął
mojego tweet’a z nazwami kont, które momentalnie follow’nął i szybko wylogował
się z twitter’a.
- Już, zrobione. – powiedział to, uroczo się uśmiechając.
- Dziękuję. – pocałowałam go w policzek.
- Dziękuję. – pocałowałam go w policzek.
Wyłączyłam komputer i odłożyłam go na stolik. Wróciłam do
hamaku i wtuliłam się w Harry’ego. Leżeliśmy tak jakiś czas, dopiero kiedy
Harry sobie przypomniał o czekoladzie wstaliśmy i wzięliśmy sobie, jeszcze w
sumie ciepłe czekolady do picia. Rozmawialiśmy
o wszystkim. Po jakimś czasie spojrzeliśmy na zegarki. Była już 5pm. o_o!! Ten
czas leci zdecydowanie zbyt szybko. Pobiegliśmy się przygotować na urodziny i
koło 6pm. wyjechaliśmy z domu.
Na miejsce zajechaliśmy niewiele przed czasem. Weszliśmy do
środka i znaleźliśmy całą resztę. Przywitaliśmy się z przyjaciółmi i ze
znajomymi. Czekaliśmy tylko na Perrie. Pezz oczywiście nic miała nie wiedzieć. Jej
mama miała ją przywieźć do domu chłopaków, bo umówiła się tu z Zayn’em. Jej mama
oczywiście wszystko wiedziała. No wiadomo, wszyscy byli wtajemniczeni, tylko
nie Perrie. Jak przystało na organizowanie przez nas imprez niespodzianek, jak
zawsze wypaliło. Perrie była w totalnym szoku. Nie miała pojęcia, że coś dla
niej szykujemy. Impreza była świetna. Naprawdę. Wszyscy się bardzo fajnie
bawili, nie było żadnych bójek, niczego. Więc było spoko. Parkiet był non stop
oblegany, no nie tylko parkiet, bar też. J
Około 1am. Perrie wyszła z Zayn'em na zewnątrz żeby mógł sobie zapalić, bo już
nie mógł wytrzymać, bo obiecał, że cały 10.07. nie będzie palił dla Perrie. No ale
na drugi dzień nad ranem, nawet Pezz wyszła z nim, bo była z niego dumna, że
wytrzymał dla niej cały dzień. Po kilku minutach Perrie wróciła do gości i
zaczęła wywijać na parkiecie.
---------------------------------
Weszłam do lokalu i udałam się na parkiet, chciałam sobie
jeszcze potańczyć. W końcu skończyłam dzisiaj, no w zasadzie już wczoraj 20lat.
Po około piętnastu minutach z tłumu wyciągnęła mnie Kathy, moja przyjaciółka.
- Co jest Kathy? Chciałaś coś?
- Tak, chcę wyjść na dwór na moment bo chciałam sobie zapalić, wiesz że na imprezach często to robię.
- No spoko. Ale co ja mam do tego kochanie?
- Wiesz nie mam kurtki, pożyczysz mi swoją, no tą w której byłaś na dworze niedawno z Zayn’em.
- Zayn też wychodzi?
- On mówił, że przyjdzie później.
- Aha. No to w takim razie ubierz ją sobie, bo nie jest za ciepło na dworze. Buziak kochanie. – pocałowałam Kathy. – I wracaj szybko.
- Jasne. – uśmiechnęła się.
- Tak, chcę wyjść na dwór na moment bo chciałam sobie zapalić, wiesz że na imprezach często to robię.
- No spoko. Ale co ja mam do tego kochanie?
- Wiesz nie mam kurtki, pożyczysz mi swoją, no tą w której byłaś na dworze niedawno z Zayn’em.
- Zayn też wychodzi?
- On mówił, że przyjdzie później.
- Aha. No to w takim razie ubierz ją sobie, bo nie jest za ciepło na dworze. Buziak kochanie. – pocałowałam Kathy. – I wracaj szybko.
- Jasne. – uśmiechnęła się.
Kathy wzięła moją kurtkę i wyszła na zewnątrz. Tak jak
mówiła po kilku minutach wyszedł Zayn. Ja też zaraz do nich pójdę.
---------------------------------
Wyszedłem po kilku minutach za Kathy, tak jak prosiła. Niestety
nie mogłem jej znaleźć.
- Kathy, gdzie Ty do cholery jesteś? Przecież prosiłaś,
żebym wyszedł.
Nic, żadnego odzewu. Co jest?! Gdzie ona poszła. Przeszedłem
trochę dalej od lokalu. W szczelinie między budynkiem lokalu i pobliskiego
sklepu leżała.. kurtka Perrie?! Przecież Perrie nigdzie nie wychodziła. Podszedłem
bliżej. Mój Boże. Kathy.
- Kathy! Kathy! Żyjesz?
Dziewczyna leżała na ziemi, kurtka Perrie, którą
najwyraźniej pożyczyła od mojej dziewczyny Kathy, leżała oddzielnie. Podszedłem
do leżącej Kathy. Poruszałem nią. Nie otwierała oczu. Sprawdziłem tętno. Jest,
ale słabe, cholera! Nie oddycha! Kurwa, ja pierdole, ale kto jej to zrobił? Wybrałem
numer pogotowia ratunkowego.
- Dzień dobry. Mam poszkodowaną, nie oddycha, ale tętno
jeszcze jest. Nie mam pojęcia co się stało. Znalazłem ją już w takim stanie. Z tego
co widzę, chyba ma ranę zadaną nożem w okolicy brzucha.
Podałem swoje dane i adres na który mają przyjechać. Nagle usłyszałem
czyjś głos. Wyszedłem ze szczeliny, w moją stronę szła Perrie. Podszedłem do
niej. Chyba widziała w moich oczach przerażenie.
- Widziałeś może Kathy?
Wziąłem Perrie za rękę i zaprowadziłem na miejsce.
- Szukałem jej, zobaczyłem tylko Twoją kurtkę, podszedłem
bliżej, a tu Ona leżała. Zadzwoniłem już po pogotowie. Jadą.
- Kathy! Czemu pozwoliłam Ci wyjść samej. Dlaczego?!
- Kathy! Czemu pozwoliłam Ci wyjść samej. Dlaczego?!
Złapałem ją mocno i nie puszczałem z moich objęć.
---------------------------------
Szukałam Perrie. Powiedzieli mi, że wyszła. Wbiegłam na
dwór. Było zimno. Usłyszałam płacz. Szybko udałam się w stronę dochodzącego do mnie dźwięku. Zobaczyłam zapłakaną Perrie i przytulającego ją Zayn’a. Dalej
leżała kurtka Perrie. Podeszłam bliżej, w szczelinie między budynkami leżała
Kathy. Mój Boże. Co się stało?!
- Co się stało?
- Właśnie nie wiemy, taką ją znaleźliśmy.
- Dzwoniliście po pomoc? Sprawdzaliście tętno, oddech?
- Tak, tak.
- I co oddycha? Ma tętno?
- Tętno ma, ale nie oddycha!
- To czemu do cholery stoicie! Można ją uratować jeszcze skoro m tętno.
- Ale my nie wiemy jak!
- Właśnie nie wiemy, taką ją znaleźliśmy.
- Dzwoniliście po pomoc? Sprawdzaliście tętno, oddech?
- Tak, tak.
- I co oddycha? Ma tętno?
- Tętno ma, ale nie oddycha!
- To czemu do cholery stoicie! Można ją uratować jeszcze skoro m tętno.
- Ale my nie wiemy jak!
Podeszłam do Kathy. Krew leciała z rany w brzuchu. Jeszcze raz
sprawdziłam tętno, oddech. Tętno jeszcze było wyczuwalne, ale nie miała
oddechu.
- Zawołajcie szybko
Clarę. W tej chwili!
Za niecałą minutę Clara była obok. Szybko opatrzyła ranę, a
ja zabrałam się za resystutację. Po około 2 minutach przyjechało pogotowie. Jeszcze
raz sprawdzili tętno i oddech i zabrali Kathy do szpitala. Pojechali z nimi
Perrie i Zayn. Ja z Harry’m pojechaliśmy tam zamówioną taksówką. Reszta poszła
do domów. Impreza skończyła się momentalnie. W drodze do szpitala i jeszcze w samym
szpitalu próbowali ratować Kathy. Po około godzinie wyszedł do nas lekarz.
- Państwo przyjechali z tą pacjentką, prawda?
- Tak. – powiedziała Perrie. – Co z nią?
- Niestety. Mimo pomocy wcześniejszej, tej drugiej pani, i naszych starań nic się nie dało zrobić.
- Ale… przecież. Jak to?
- Tak. – powiedziała Perrie. – Co z nią?
- Niestety. Mimo pomocy wcześniejszej, tej drugiej pani, i naszych starań nic się nie dało zrobić.
- Ale… przecież. Jak to?
Perrie nie mogła dojść do siebie. Zayn wziął ją do szpitalnego
bufetu, a ja z Harry’m porozmawialiśmy z lekarzem. Powiedział nam jeszcze, że
zostanie przeprowadzona sekcja zwłok, bo wygląda to na zabójstwo. Zeszłam z Harry’m na dół do bufetu do Perrie i Zayn’a. Perrie
trzęsła się i non stop płakała. Nie dziwię się, to była jej najlepsza przyjaciółka,
z którą znała się od lat. Ale co ktokolwiek mógł chcieć od Kathy? Przecież ona
nic nie zrobiła. Coś podejrzanego w tym jest, ale nie wiem co. Siedzieliśmy w
bufecie przez jakiś czas. Po około godzinie wróciliśmy do domu. Byliśmy całkowicie zdezorientowani. Nie wiedzieliśmy kto i dlaczego zabił Kathy. Przecież to
niedorzeczne. Po jaką cholerę komuś była potrzebna jej śmierć? Kto się tą
śmiercią usatysfakcjonował?
*2dni później*
Dziś pogrzeb Kathy. Cały czas męczy mnie kto i po co to
zrobił. Kathy miała ubraną kurtkę Perrie, może to o Perrie chodziło temu
komuś.. Nie. Bez przesady. Dobra jedziemy na pogrzeb. To chyba najgorszy dzień
w moim całym życiu. Jeszcze nigdy tak się nie czułam. W sensie nigdy nie
żegnałam tak młodej osoby. Jeszcze tyle było przed nią, a ktoś w
kilka minut to wszystko jej zabrał. Aż mi się przypomniała moja sytuacja, no
ale mi się udało przeżyć. Jej nie.. L
ryczę, dosłownie. Kochałam ją, jako bardzo dobrą przyjaciółkę. Wróciliśmy do
domu chłopaków. Siedzieliśmy wspólnie w salonie, w ciszy. Słowa nie były
potrzebne w takiej chwili. Nagle w tej bardzo przenikliwej ciszy zadzwonił
dzwonek do drzwi. Widocznie zostawiliśmy furtkę otwartą i ktoś mógł wejść. Nialler
poszedł otworzyć.
- Przepraszam, czy zastaliśmy pana Zayn’a Malik?
- Tak. – odparł zdezorientowany Nialler wpuszczając policję do domu.
- Zayn, do Ciebie.
- Tak. – odparł zdezorientowany Nialler wpuszczając policję do domu.
- Zayn, do Ciebie.
Spojrzeliśmy na wchodzących do salonu policjantów tuż za
Nialler’em.
- Który to pan Zayn Malik?
- Ja. – oparł Zayn.
- Jest pan podejrzany o zabójstwo pani Katherine. Proszę, pan pójdzie z nami.
- Słucham? Że ja jestem podejrzany? Ale jakim prawem?
- Ja. – oparł Zayn.
- Jest pan podejrzany o zabójstwo pani Katherine. Proszę, pan pójdzie z nami.
- Słucham? Że ja jestem podejrzany? Ale jakim prawem?
Wszyscy patrzeliśmy po sobie z szokiem w oczach. Zayn?! Przecież
on nic nie zrobił, jestem tego w 100% pewna. Po co miałby zabijać przyjaciółkę
swojej ukochanej? Pojebało tych policjantów czy co?!
- Niestety dostaliśmy informację, że widziano pana na miejscu
zbrodni ze zmarłą jeszcze jak żyła. Wszystko ustali prokuratura, a wyrok
orzeknie sąd.
- Jak to?! – jeszcze raz zapytał zdziwiony Zayn.
- Proszę z nami. Nie ma co dyskutować.
- Jak to?! – jeszcze raz zapytał zdziwiony Zayn.
- Proszę z nami. Nie ma co dyskutować.
Zayn wstał i wyszedł z policją. Chwilę przed powiedział
tylko:
- Pomóżcie. Przecież to nie ja.
- Wiem. Będzie dobrze. Wyciągniemy Cię. – odpowiedziałam.
- Wiem. Będzie dobrze. Wyciągniemy Cię. – odpowiedziałam.
Chyba ich do końca pojebało. Przecież Zayn jest niewinny. Muszę
załatwić najlepszego prawnika, bo oni nie znajdą tak szybko jak ja kogoś dobrego.
Wybrałam numer i zadzwoniłam.
- Halo, Nick. – powiedziałam. – Potrzebuję Twojej pomocy
braciszku. I to bardzo szybko.
_________________________
Czytasz-komentuj!!!
I jak? xx
I jak? xx