9/23/2012

Rozdział 16


Nadszedł dzień urodzin Perrie. Wstaliśmy trochę później niż zwykle, a mianowicie była to godzina 12, także sobie pospaliśmy. Na prezent kupiłam razem z Harry’m wymarzone przez nią buty i hipisowskie dodatki. Na dworze było słonecznie, żadnej deszczowej chmurki. Jednak to Londyn i w każdej chwili może wszystko się zmienić. Impreza jest o 7pm. więc mamy jeszcze dużo czasu. Zeszłam na dół razem z laptopem, którego wzięłam wcześniej z pokoju i wyszłam na ogród. Usadowiłam się w moim kochanych hamaku, który mogłam znowu wywiesić, bo znowu lato. Śmieszne jest to, że już minął rok, powtarzam ROK, odkąd tu przyjechałam z Clarą. Zobaczcie ile w moim życiu zaszło zmian. To jest niewyobrażalne, niesamowite. Weszłam na twitter’a. Zobaczyłam co słychać w wielkim świecie. Follow’nęłam kilka osób i napisałam tweet’a: first 10ppl will get a follow from Harry Styles #RT if you want I will check it! #hurry. Ogarniałam swój @conect, mnóstwo osób zrobiło #RT mojego tweet’a, zresztą jak zawsze. Wybrałam 10 pierwszych osób i napisałam w kolejnym nazwy tych kont, które wygrały follow od Harry’ego. Teraz jeszcze trzeba powiedzieć o tym Harry’emu, żeby follow’nął te konta, żeby nie być gołosłownym. Siedziałam wpatrzona w monitor komputera, słuchałam muzyki. Ogarnęłam jeszcze portal z ploteczkami, chciałam zobaczyć, czy znowu czegoś na mój temat nie napisali. Na szczęście nie. Nagle poczułam miłe muśnięcie na mojej szyi. Odwróciłam głowę. Za mną stał uśmiechnięty Harry z dwoma kubkami gorącej czekolady. Położył je na stole ogrodowym, a sam wwalił się na hamak obok mnie. Pocałował mnie czule i znowu się uśmiechnął.
- No hej kochanie. – powiedział. – Co tam robisz?
- A no właśnie, musisz zrobić follow dziesięciu kontom, które wygrały. – zaśmiałam się.
- Jasne, daj. Tylko powiedz które.
Wziął mojego laptopa, zalogował się na swój profil i ogarnął mojego tweet’a z nazwami kont, które momentalnie follow’nął i szybko wylogował się z twitter’a.
- Już, zrobione. – powiedział to, uroczo się uśmiechając.
- Dziękuję. – pocałowałam go w policzek.
Wyłączyłam komputer i odłożyłam go na stolik. Wróciłam do hamaku i wtuliłam się w Harry’ego. Leżeliśmy tak jakiś czas, dopiero kiedy Harry sobie przypomniał o czekoladzie wstaliśmy i wzięliśmy sobie, jeszcze w sumie ciepłe czekolady  do picia. Rozmawialiśmy o wszystkim. Po jakimś czasie spojrzeliśmy na zegarki. Była już 5pm. o_o!! Ten czas leci zdecydowanie zbyt szybko. Pobiegliśmy się przygotować na urodziny i koło 6pm. wyjechaliśmy z domu.

Na miejsce zajechaliśmy niewiele przed czasem. Weszliśmy do środka i znaleźliśmy całą resztę. Przywitaliśmy się z przyjaciółmi i ze znajomymi. Czekaliśmy tylko na Perrie. Pezz oczywiście nic miała nie wiedzieć. Jej mama miała ją przywieźć do domu chłopaków, bo umówiła się tu z Zayn’em. Jej mama oczywiście wszystko wiedziała. No wiadomo, wszyscy byli wtajemniczeni, tylko nie Perrie. Jak przystało na organizowanie przez nas imprez niespodzianek, jak zawsze wypaliło. Perrie była w totalnym szoku. Nie miała pojęcia, że coś dla niej szykujemy. Impreza była świetna. Naprawdę. Wszyscy się bardzo fajnie bawili, nie było żadnych bójek, niczego. Więc było spoko. Parkiet był non stop oblegany, no nie tylko parkiet, bar też. J Około 1am. Perrie wyszła z Zayn'em na zewnątrz żeby mógł sobie zapalić, bo już nie mógł wytrzymać, bo obiecał, że cały 10.07. nie będzie palił dla Perrie. No ale na drugi dzień nad ranem, nawet Pezz wyszła z nim, bo była z niego dumna, że wytrzymał dla niej cały dzień. Po kilku minutach Perrie wróciła do gości i zaczęła wywijać na parkiecie.

---------------------------------

Weszłam do lokalu i udałam się na parkiet, chciałam sobie jeszcze potańczyć. W końcu skończyłam dzisiaj, no w zasadzie już wczoraj 20lat. Po około piętnastu minutach z tłumu wyciągnęła mnie Kathy, moja przyjaciółka.
- Co jest Kathy? Chciałaś coś?
- Tak, chcę wyjść na dwór na moment bo chciałam sobie zapalić, wiesz że na imprezach często to robię.
- No spoko. Ale co ja mam do tego kochanie?
- Wiesz nie mam kurtki, pożyczysz mi swoją, no tą w której byłaś na dworze niedawno z Zayn’em.
- Zayn też wychodzi?
- On mówił, że przyjdzie później.
- Aha. No to w takim razie ubierz ją sobie, bo nie jest za ciepło na dworze. Buziak kochanie. – pocałowałam Kathy. – I wracaj szybko.
- Jasne. – uśmiechnęła się.
Kathy wzięła moją kurtkę i wyszła na zewnątrz. Tak jak mówiła po kilku minutach wyszedł Zayn. Ja też zaraz do nich pójdę.

---------------------------------

Wyszedłem po kilku minutach za Kathy, tak jak prosiła. Niestety nie mogłem jej znaleźć.
- Kathy, gdzie Ty do cholery jesteś? Przecież prosiłaś, żebym wyszedł.
Nic, żadnego odzewu. Co jest?! Gdzie ona poszła. Przeszedłem trochę dalej od lokalu. W szczelinie między budynkiem lokalu i pobliskiego sklepu leżała.. kurtka Perrie?! Przecież Perrie nigdzie nie wychodziła. Podszedłem bliżej. Mój Boże. Kathy.
- Kathy! Kathy! Żyjesz?
Dziewczyna leżała na ziemi, kurtka Perrie, którą najwyraźniej pożyczyła od mojej dziewczyny Kathy, leżała oddzielnie. Podszedłem do leżącej Kathy. Poruszałem nią. Nie otwierała oczu. Sprawdziłem tętno. Jest, ale słabe, cholera! Nie oddycha! Kurwa, ja pierdole, ale kto jej to zrobił? Wybrałem numer pogotowia ratunkowego.
- Dzień dobry. Mam poszkodowaną, nie oddycha, ale tętno jeszcze jest. Nie mam pojęcia co się stało. Znalazłem ją już w takim stanie. Z tego co widzę, chyba ma ranę zadaną nożem w okolicy brzucha.
Podałem swoje dane i adres na który mają przyjechać. Nagle usłyszałem czyjś głos. Wyszedłem ze szczeliny, w moją stronę szła Perrie. Podszedłem do niej. Chyba widziała w moich oczach przerażenie.
- Widziałeś może Kathy?
Wziąłem Perrie za rękę i zaprowadziłem na miejsce.
- Szukałem jej, zobaczyłem tylko Twoją kurtkę, podszedłem bliżej, a tu Ona leżała. Zadzwoniłem już po pogotowie. Jadą.
- Kathy! Czemu pozwoliłam Ci wyjść samej. Dlaczego?!
Złapałem ją mocno i nie puszczałem z moich objęć.

---------------------------------

Szukałam Perrie. Powiedzieli mi, że wyszła. Wbiegłam na dwór. Było zimno. Usłyszałam płacz. Szybko udałam się w stronę dochodzącego do mnie dźwięku. Zobaczyłam zapłakaną Perrie i przytulającego ją Zayn’a. Dalej leżała kurtka Perrie. Podeszłam bliżej, w szczelinie między budynkami leżała Kathy. Mój Boże. Co się stało?!
- Co się stało?
- Właśnie nie wiemy, taką ją znaleźliśmy.
- Dzwoniliście po pomoc? Sprawdzaliście tętno, oddech?
- Tak, tak.
- I co oddycha? Ma tętno?
- Tętno ma, ale nie oddycha!
- To czemu do cholery stoicie! Można ją uratować jeszcze skoro m tętno.
- Ale my nie wiemy jak!
Podeszłam do Kathy. Krew leciała z rany w brzuchu. Jeszcze raz sprawdziłam tętno, oddech. Tętno jeszcze było wyczuwalne, ale nie miała oddechu.
 - Zawołajcie szybko Clarę. W tej chwili!
Za niecałą minutę Clara była obok. Szybko opatrzyła ranę, a ja zabrałam się za resystutację. Po około 2 minutach przyjechało pogotowie. Jeszcze raz sprawdzili tętno i oddech i zabrali Kathy do szpitala. Pojechali z nimi Perrie i Zayn. Ja z Harry’m pojechaliśmy tam zamówioną taksówką. Reszta poszła do domów. Impreza skończyła się momentalnie. W drodze do szpitala i jeszcze w samym szpitalu próbowali ratować Kathy. Po około godzinie wyszedł do nas lekarz.
- Państwo przyjechali z tą pacjentką, prawda?
- Tak. – powiedziała Perrie. – Co z nią?
- Niestety. Mimo pomocy wcześniejszej, tej drugiej pani, i naszych starań nic się nie dało zrobić.
- Ale… przecież. Jak to?
Perrie nie mogła dojść do siebie. Zayn wziął ją do szpitalnego bufetu, a ja z Harry’m porozmawialiśmy z lekarzem. Powiedział nam jeszcze, że zostanie przeprowadzona sekcja zwłok, bo wygląda to na zabójstwo. Zeszłam z Harry’m na dół do bufetu do Perrie i Zayn’a. Perrie trzęsła się i non stop płakała. Nie dziwię się, to była jej najlepsza przyjaciółka, z którą znała się od lat. Ale co ktokolwiek mógł chcieć od Kathy? Przecież ona nic nie zrobiła. Coś podejrzanego w tym jest, ale nie wiem co. Siedzieliśmy w bufecie przez jakiś czas. Po około godzinie wróciliśmy do domu. Byliśmy całkowicie zdezorientowani. Nie wiedzieliśmy kto i dlaczego zabił Kathy. Przecież to niedorzeczne. Po jaką cholerę komuś była potrzebna jej śmierć? Kto się tą śmiercią usatysfakcjonował?

*2dni później*

Dziś pogrzeb Kathy. Cały czas męczy mnie kto i po co to zrobił. Kathy miała ubraną kurtkę Perrie, może to o Perrie chodziło temu komuś.. Nie. Bez przesady. Dobra jedziemy na pogrzeb. To chyba najgorszy dzień w moim całym życiu. Jeszcze nigdy tak się nie czułam. W sensie nigdy nie żegnałam tak młodej osoby. Jeszcze tyle było przed nią, a ktoś w kilka minut to wszystko jej zabrał. Aż mi się przypomniała moja sytuacja, no ale mi się udało przeżyć. Jej nie.. L ryczę, dosłownie. Kochałam ją, jako bardzo dobrą przyjaciółkę. Wróciliśmy do domu chłopaków. Siedzieliśmy wspólnie w salonie, w ciszy. Słowa nie były potrzebne w takiej chwili. Nagle w tej bardzo przenikliwej ciszy zadzwonił dzwonek do drzwi. Widocznie zostawiliśmy furtkę otwartą i ktoś mógł wejść. Nialler poszedł otworzyć.
- Przepraszam, czy zastaliśmy pana Zayn’a Malik?
- Tak. – odparł zdezorientowany Nialler wpuszczając policję do domu.
- Zayn, do Ciebie.
Spojrzeliśmy na wchodzących do salonu policjantów tuż za Nialler’em.
- Który to pan Zayn Malik?
- Ja. – oparł Zayn.
- Jest pan podejrzany o zabójstwo pani Katherine. Proszę, pan pójdzie z nami.
- Słucham? Że ja jestem podejrzany? Ale jakim prawem?
Wszyscy patrzeliśmy po sobie z szokiem w oczach. Zayn?! Przecież on nic nie zrobił, jestem tego w 100% pewna. Po co miałby zabijać przyjaciółkę swojej ukochanej? Pojebało tych policjantów czy co?!
- Niestety dostaliśmy informację, że widziano pana na miejscu zbrodni ze zmarłą jeszcze jak żyła. Wszystko ustali prokuratura, a wyrok orzeknie sąd.
- Jak to?! – jeszcze raz zapytał zdziwiony Zayn.
- Proszę z nami. Nie ma co dyskutować.
Zayn wstał i wyszedł z policją. Chwilę przed powiedział tylko:
- Pomóżcie. Przecież to nie ja.
- Wiem. Będzie dobrze. Wyciągniemy Cię. – odpowiedziałam.
Chyba ich do końca pojebało. Przecież Zayn jest niewinny. Muszę załatwić najlepszego prawnika, bo oni nie znajdą tak szybko jak ja kogoś dobrego.
Wybrałam numer i zadzwoniłam.
- Halo, Nick. – powiedziałam. – Potrzebuję Twojej pomocy braciszku. I to bardzo szybko.








_________________________
Czytasz-komentuj!!!
I jak? xx

9/18/2012

Rozdział 15


Nowa Zelandia zachwyciła mnie swoim wyglądem. Piękne krajobrazy, wspaniała pogoda, ciepła woda w oceanie. Opalaliśmy się prawie codziennie, czasami jednak Harry zabierał mnie na wycieczki w przeróżne, magiczne miejsca. Jednego razu nawet zabrał mnie na plan filmowy „Hobbit’a”. Byłam wniebowzięta, bo bardzo kocham trylogię „Władcy Pierścieni”, a także nagrywanego „Hobbit’a”.

*pięć dni przed wylotem do Londynu*

Obudziłam się o 10. Słońce już pięknie przygrzewało. Za pięć dni wracamy. Niemożliwe, przecież dopiero co przyjechaliśmy, czas leci jak głupi. Masakra. Harry jeszcze śpi. Nie będę go budziła, pójdę zjeść śniadanie i idę na plażę. Nie ma co się kisić w domu w taką pogodę. Zeszłam na dół. Na blacie kuchennym leżała karteczka zaadresowana: Dla Śpioszków, a treść brzmiała następująco: 
Czytasz to, więc już wstałeś/wstałaś. Jesteśmy na plaży, tam gdzie zawsze. 
Buziolki. 
Dan, Liam, El, Lou, Niall, Gemma, Tonny. 
P.S. Przeczytałeś/Przeczytałaś, podpisz się. Będzie wiadomo kto jest największym śpiochem. J

Wnioskuję, że jeszcze nie wstała Perrie, Zayn, Kathy no i Harry. Podpiszę się (Kate). Mam nadzieję, że Hazzy zaraz wstanie i pójdzie ze mną na plażę. Zjadłam śniadanie. Dochodziła 11. Poczekałam jeszcze chwilę, ale Harry nie schodził. Poszłam na górę, przebrałam się w strój i wzięłam ręcznik. Napisałam Harry’emu liścik o treści: 
Spałeś tak słodko, że nie chciałam Cię budzić. Jestem na plaży. Kate  .xx.

Położyłam go na poduszce obok. Wzięłam jeszcze telefon i zeszłam na dół. Wyszłam z domu i szybkim krokiem ruszyłam na plażę.
- O, jeden z naszych czterech śpioszków przyszedł, cześć Kate. Jak się spało? – zapytał Lou.
- Bardzo dobrze, ranny ptaszku. Zazdrościsz, że tak długo spałam?
- Nie skądże. I tak nie jesteś największym śpiochem.
- No, no. Na szczęście nie przegrałam. Haha.
- A no nie. Dawaj na leżak. – dodała Dan.
Położyłam się obok niej i zaczęłam się opalać. Za jakiś czas przyszła Perrie i Kathy, za nią szedł wolno Harry z Zayn’em. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 12. Perrie położyła się koło mnie, a Kathy zaraz obok niej. Hazzy i Zayn wzięli Niall’a i poszli gdzieś się przejść. Ubrałam słuchawki na uszy i włączyłam muzykę.
- Kochanie. Idziesz ze mną popływać? – powiedziała nagle Dan.
- Jasne. Już. J - uśmiechnęłam się.
Wstałyśmy i poszłyśmy do ciepłego oceanu. Trochę później dołączyła do nas Perrie. Pływałyśmy, wygłupiałyśmy się. Po jakimś czasie postanowiłyśmy wyjść z wody. Ruszyłyśmy w stronę naszych leżaków.
- Patrz Kate, jak nasi chłopcy świetnie się bawią z jakimiś panienkami. – powiedziała zirytowana Perrie.
Spojrzałam razem z Dan w wskazywaną przez Perrie stronę. Faktycznie chłopcy bardzo dobrze się bawili. Nie dziwię się Nialler’owi, on nie ma dziewczyny, ale Harry i Zayn? No ok. Niech tak będzie, ja nie mam zamiaru robić mu wyrzutów przy ludziach. Może mu się znudziłam. Dan spojrzała na mnie, z pewnością od razu zorientowała się, że szykuję w swojej głowie jakiś plan.
- I co, wymyśliłaś już coś? – zapytała Dan.
- A no. – uśmiechnęłam się.
- Wiedziałam. – zaśmiała się Dan.
Perrie również się uśmiechnęła.
- No to podziel się nim ze mną. Też chcę w tym uczestniczyć. – powiedziała Perrie.
Dan poszła na leżak, a my spacerowałyśmy brzegiem oceanu. Tak jak planowałam nagle pojawiło się dwóch chłopaków, w sumie miałam nadzieję, że się pojawią. Nie powiem, byli przystojni, a do tego pływali na deskach, właśnie wyszli z wody. Uśmiechnęli się do nas zniewalająco (i tak Hazzy uśmiech działał na mnie najbardziej ze wszystkich uśmiechów świata) i podeszli bliżej.
- Hej dziewczyny. – powiedział wyższy brunet.
- Hej. – odparła Perrie.
- Siema, siema. – uśmiechnęłam się.
- Jestem Justin. – dodał wyższy brunet.
- A ja Patric. – powiedział troszkę niższy czarnowłosy chłopak.
- Miło poznać. Kate jestem.
- Właśnie mi również miło poznać. Jestem Perrie.
Zaczęłyśmy rozmawiać z Justin’em i Patric’iem. Dużo się śmiałyśmy w ich towarzystwie. Naprawdę są bardzo sympatyczni. Nagle poczułam czyjś dotyk na swojej talii. Odwróciłam głowę. Za mną stał nie kto inny, tylko oczywiście Harry.
- O, Harry. Nie zauważyłam nawet kiedy przyszedłeś na plażę. Poznaj proszę, to Justin, a to Patric. – uśmiechnęłam się do chłopaków.
- Hej. – powiedział Harry. – Jestem Harry… chłopak Kate. – złapał mnie za rękę i pocałował w policzek.
To samo co ja zrobiła Perrie, bo Zayn też przyczłapał się do niej. I tak samo jak Harry przedstawił się jako chłopak … Ok. Czyli plan wypalił, są zazdrośni i nie interesują się innymi. Haha.
- Luz, Styles. Jesteś spoko. Lubimy Wasz boy band. Wow, nie sądziłem, że kiedyś Was poznam. Serio, miło mi. – powiedział Justin. – No i masz śliczną i bardzo sympatyczną dziewczynę. Pogratulować. To samo Ty, Zayn.
- Dokładnie. Zgadzam się w 100% z Justin’em. – dodał Patric.
Widziałam wkurwiony wzrok Harry’ego. Mimo to uśmiechnął się do chłopaków.
- Dzięki. Wiecie co właściwie, to my musimy już iść. – spojrzał na mnie. – Miło było. Cześć.
- Spoko. Cze. – krzyknęli równocześnie Justin i Patric i odeszli w swoją stronę.
Spojrzałam na Harry’ego.
- Od kiedy to Ty decydujesz za mnie co robię? Może ja jeszcze chciałam z nimi pogadać, nie pomyślałeś?
- Ja Ci nie wystarczam?
- Ale co ja takiego robiłam? Tylko rozmawialiśmy. To co Ty mi kurwa wyskakujesz z tekstem: ja Ci nie wystarczam, co? Przesadzasz Harry.
Wyciągnęłam swoją rękę z jego dłoni i ruszyłam w stronę leżaków. Reszta przyglądała się całemu zajściu w pełnym skupieniu.
- Ej no, Kate. Moglibyśmy się przejść, pogadać?
Spojrzałam w jego stronę i kiwnęłam znacząco głową. Szliśmy chwilę w milczeniu. W końcu Harry powiedział:
- A co ja niby miałem zrobić? Byłem zazdrosny, ok? Nie chciałem żebyś gadała z jakimiś przystojniakami. Bałem się, że mnie zostawisz.
- Nie no, Ciebie to już chyba do reszty pojebało. Zostawić Ciebie, dla jakiegoś nieznajomego mięśniaka. Proszę Cię, nie sądziłam, że tak o mnie myślisz, w sensie, że taka jestem.
- Wcale tak nie myślę, ale tak jakoś to mi się przypałętało na myśl, jak Cię zobaczyłem stojącą i rozmawiającą z tymi chłopakami.
- No bo Ty możesz stać z jakimiś panienkami, bo Twoim wytłumaczeniem będzie, że to przecież były fanki, a fanów nie można olewać. Tak?
- Widziałaś?
- Nie ślepa jestem wiesz.
- To czemu nie podeszłaś do mnie?
- Wiesz, nie chciałam Ci przeszkadzać, bo jak na moje oko to się bardzo dobrze bawiłeś. Nieprawdaż?
- Było naprawdę miło, nie będę kłamał.
- Także, czemu dalej z nimi nie stoisz, tylko leziesz teraz gdzieś ze mną?
- Bo chciałem spędzić resztę czasu z moją najukochańszą i jedyną dziewczyną, dla której zrobiłbym dosłownie wszystko.
- Mhm. Tak jasne. Myślisz, że tak łatwo Ci wybaczę, to Twoje zachowanie?
- Mam nadzieję, ale skoro nie to przepraszam dodatkowo. A więc bardzo Cię przepraszam, że tak a nie inaczej zakończyłem Twoją znajomość z Justin’em i Patric’iem. – spojrzał na mnie swoimi zielonymi tęczówkami.
Ja jednak nie dałam od razu za wygraną.
- Jasne. Możesz sobie przepraszać. Wiesz jaka jestem.
- A no wiem. Twarda sztuka z Ciebie, myszko.
W tym samym momencie złapał mnie za nogi i zarzucił mnie sobie na plecy. Wbiegł ze mną do wody i wrzucił mnie do niej. Wszystkie złości na Harry’ego jakby minęły. Lubiłam kiedy razem spędzaliśmy czas, w szczególności w wodzie. Chlapaliśmy się, podtapialiśmy, pływaliśmy razem. Teraz i on wiedział dobrze, że pójdzie pod wodę. Nie minęło więcej niż kilka sekund, a Harry był już pod wodą. Później sama zanurzyłam się do niego. Płynęliśmy chwilę pod wodą. Gdy wypłynęliśmy na wierzch Harry przytulił mnie mocno i pocałował.
- Małpa. Jak Ty dobrze mnie znasz Harry. – zaczęłam się śmiać.
- No widzisz myszko. – puścił mi oczko. – Jeszcze raz przepraszam.
- Oj, już. Nie ma za co. – uśmiechnęłam się.
Wyszliśmy z wody i wróciliśmy wolnym krokiem do reszty. Oczywiście oni z daleka widzieli, że już wszystko ok. Siedzieliśmy jeszcze na plaży czekając na zachód słońca. Później poszliśmy do domku.

Dni mijały, powiem szczerze, bardzo szybko, zbyt szybko. Całe 3 tygodnie minęły jak zwykłe pstryknięcie palcami. Nie zdążyłam porządnie wypocząć, nie no żartuje. Jestem wypoczęta. Dziś już wracamy do Londynu. Samolot mieliśmy późno wieczorem, a w Londynie będziemy po południu tego samego dnia co jest teraz. W każdym bądź razie zamierzam przespać słodko cały lot, żeby obudzić się wyspana w Londynie.

*tego samego dnia, ale już w Londynie*

- Kate, skarbie wstawaj! Jesteśmy na miejscu. – usłyszałam głos Harry’ego.
Otworzyłam zaspane oczy.
- Już? Przecież dopiero co wylecieliśmy z Nowej Zelandii! Nie wkręcasz mnie kochanie?
- Nie, skądże znowu! Mówię prawdę. Spójrz przez okno niedowiarku.
- No dobra, wierzę Ci. Która godzina?
- 1pm. Także jest ok.
- Spoko. Powiedz mi jeszcze tylko, czy jedziesz do mnie czy z chłopakami do siebie, bo Clara jedzie do Josh’a na te dwa dni i dopiero na 10., na urodziny Perrie wraca. Bo dziś 8., racja?
- Tak, 8. Lipca. Wiesz wcale nie jest mi trudno wybrać, gdzie chcę jechać. – zaśmiał się.
- Czyli mam rozumieć, do siebie jedziesz?
- Nie, do Ciebie.
- Wiedziałam. – zaśmiałam się.
 Pasażerowie proszeni są o zapięcie pasów bezpieczeństwa. Podchodzimy do lądowania.
Zapieliśmy pasy. Samolot po krótkiej chwili wylądował.
Dziękujemy za zaufanie. Zapraszamy ponownie.
W sumie te linie lotnicze są naprawdę bezpieczne. Nie licząc ostatniego wypadku, to ze statystyk wynika, że był to pierwszy wypadek od 10 lat, także to dobrze. Szybkim krokiem udaliśmy się do wyjścia. Poszliśmy po torby i ruszyliśmy do tour bus’a chłopaków. Wygodny van zawiózł nas do domów. Za dwa dni urodziny Perrie, trzeba się przygotować.
xx
Moja blond Clara x
Summer x







__________________________________________
Czytasz-komentuj!
Jak się podoba? :) Liczę na Wasze opinie xx
KOMENTUJCIE!

9/10/2012

Rozdział 14


*2 miesiące później*

Czerwiec, dziś mam egzamin kończący pierwszy rok studiów. Mam mega stresiora. Chłopaki wracają już jutro. Mówiłam, że czas leci jak zwariowany?! W sensie, wiedziałam, że te dwa miesiące szybko miną. Dobra. Egzamin mam o 12. Jeszcze godzinka. Muszę wychodzić. Boże umrę, zejdę na zawał zaraz. Ruszyłam wolnym krokiem na uczelnię. Serce biło jak oszalałe. Zawsze mam stresa przed egzaminami. No ale umiem wszystko. Clara nie raz mnie pytała. Mam nadzieję, że zdam. Masakra umieram, haha. Nasza uczelnia jest nie daleko od naszego mieszkania, maksymalnie 20minut drogi. Także moim zwolnionym krokiem dojdę tam w pół godziny. Weszłam do budynku, jeszcze raz spojrzałam na tapetę w telefonie. Uśmiechnęłam się do mojego i Hazzy zdjęcia. Szkoda, że go tu nie ma, na pewno byłoby mi dużo lepiej. Wsparł by mnie i nie stresowałabym się tym wszystkim. No cóż niestety wraca dopiero jutro. Skierowałam się na korytarz obok sali egzaminacyjnej. Moi znajomi z roku siedzieli w różnych częściach korytarza z książkami. Powtarzali sobie materiał. Ja nie mam już siły, serio. Boję się, że zapomnę, jak za dużo będę powtarzała. Usiadłam przy moim ulubionym oknie, z którego było widać nasz uczelniany park. Spojrzałam przez okno i zaczęłam się uspokajać. Popatrzałam jeszcze na zegarek, za dziesięć 12. Na salę wchodzę czwarta, bo jestem na „C” Collins. Haha. Znowu spojrzałam przez okno i czekałam niecierpliwie na swoją kolej. Gdy pierwsza osoba weszła na salę serce przyśpieszyło. Mój stres się powiększał z minuty na minutę. Jeszcze dwie po tej osobie i ja. Masakra. Otworzyłam książkę i spojrzałam jeszcze na ostatnie zagadnienie. Nagle rozległ się jakiś delikatny, ale słyszalny pisk. Jakby zatkało kogoś na widok jakiejś osoby. Nie spojrzałam kto na kogo pisnął, bo byłam zbytnio zestresowana, nie interesowało mnie to. Znowu wróciłam do książki moim zmęczonym wzrokiem. Nagle ktoś zakrył mi oczy. Nie byłam w humorze na takie zabawy.

- Mógłbyś zdjąć te ręce z moich oczu? Chciałabym jeszcze sobie przypomnieć jedną rzecz, zaraz mam egzamin.
Osoba nie reagowała. Jednak wydawało mi się, że znam tą osobę. Poruszałam głową, wytężyłam mój węch, bo jeżeli to ktoś mi bliski, to poznam np. jego/jej perfumy. Chwilka. Pachnie jak Harry?! Przecież oni jutro wracają. Ej, ale to chyba on.
- Harry, weź mnie puść. Chcę powtórzyć. Proszę Cię kochanie.
Ręce dziwnie się poruszyły. Jakby ze zdenerwowania, że znowu przegrały.
- Skąd wiedziałaś? – zapytał smutny Harry. – Znowu wygrałaś ze mną. Jak Ty to robisz?
- Wszystko przez Twoje perfumy. Haha. Kocham jak ich używasz, no i wiadomo, że poznam je na końcu świata. – zaśmiałam się. – A co Ty tu robisz? Mieliście wrócić jutro!
- Tak Ci mówiłem, żebyś nie wiedziała, bo chciałem Ci zrobić niespodziankę. Dzięki temu nie wiedziałaś, że przylatujemy wcześniej. Wczoraj w nocy przylecieliśmy. – uśmiechnął się uroczo.
Gdy to powiedział złożył na moich ustach bardzo czuły pocałunek i mnie przytulił.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Nie stresuj się. Ja wiem, że dasz radę. Zdasz na 100%. Kocham Cię. – powiedział Harry.
- Też Cię kocham, Styles. – uśmiechnęłam się.
Serio, jego słowa i obecność dodały mi otuchy i wiary w siebie. Poczułam się lepiej, mimo że za moment to ja wchodzę na salę egzaminacyjną. Dam radę.
- Pani Kate Collins, zapraszamy.
- Idę. – powiedziałam do Hazzy.
- Będzie dobrze. – mówiąc to pocałował mnie w czoło. – Leć, rozwal ich. – uśmiechnął się.
Skierowałam się w stronę drzwi do sali, gdzie odbywają się egzaminy. Zamknęłam je i zaczął się egzamin.

---------------------------------

Piętnaście minut, które miała spędzić na egzaminie dłużyły mi się, jak żadne piętnaście minut w moim życiu. Wierzyłem w to, że zda, ale też się stresowałem. Nie mogłem doczekać się kiedy już stamtąd wyjdzie i będę mógł ją zabrać. Nie widziałem jej dwa miesiące. Mam prawo do spędzenia z nią czasu. Cholernie się za nią stęskniłem. Spojrzałem na telefon. Minęło dopiero pięć minut. Matko jak ten czas teraz wolno leci. Usiadłem na ławce naprzeciwko drzwi i czekałem cierpliwie. Nagle podeszła do mnie grupka studentek. Uśmiechały się od ucha do ucha i patrzyły na mnie. Nic nie mówiły. Nie wiem o co im chodzi..
- Słucham Was, mogę coś dla Was zrobić? – zapytałem.
- Mhmm. – wydukała jedna.
- Co takiego? Bo dalej nie wiem co.
Nic nie odpowiedziały.
- Zdjęcie, autograf tak?
- Mhmm. – znowu wydukała jedna.
Zrobiłem to o co mnie prosiły, a raczej ja musiałem zgadnąć, bo chyba zabrakło im języka w buźce i znowu usiadłem na ławce. Dziewczyny jednak nie odchodziły. Spojrzałem na nie znacząco.
- Mogłybyście już iść. Irytujecie mnie tym ciągłym patrzeniem na mnie. Czekam na kogoś, a Wy dodatkowo mi zasłaniacie drzwi.
Nagle jakby się przebudziły.
- A no spoko. Jasne już idziemy.
- Spoko. Miło było. – posłałem im mój uśmiech.
- Paa, Harry. Nam również. Aww.
Ok niech będzie. Spojrzałem znowu na telefon. Oo chociaż czas zleciał, zaraz Kate powinna wyjść z sali. Po minucie zobaczyłem ją w drzwiach. Minę miała smutną.

---------------------------------

Zdałam, zdałam. Postraszę Harry’ego, niech myśli, że będę musiała jeszcze raz podchodzić do egzaminu. Zdałam na 100%, haha. Dobra wychodzę i udaję, że nie zdałam.
- Do widzenia. Miłego dnia. – powiedziałam do profesorów, którzy egzaminowali.
- Do widzenia panno Collins, gratulujemy. Oby tak dalej. Miłego wypoczynku.
Otworzyłam drzwi. Na ławce naprzeciwko siedział Harry. Gdy tylko usłyszał, że drzwi się otworzyły spojrzał w moją stronę. Zauważył moją smutną minę. Podeszłam do niego, on wstał i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Coś nie tak, Kate? – zapytał z troską w głosie.
- A wiesz. Szkoda gadać.. – spuściłam wzrok.
- Oj. Wszystko będzie ok. Jak nie teraz, to następnym razem. Głowa do góry kochanie.
- Wiesz, ale zdać za pierwszym to jest super uczucie i to jeszcze na 100%. – spojrzałam na niego.
- Nie przejmuj się. Damy radę. – uśmiechnął się.
Zaczęłam się śmiać. Nie mogłam już udawać, że zawaliłam egzamin. Hazzy stał zdezorientowany. Nie wiedział o co mi chodzi. Spojrzał na mnie i powiedział:
- O Ty! Zdałaś, a wmawiasz mi, że zawaliłaś. Mądralo. Wystraszyłaś mnie.
- Oj tam, oj tam. Po prostu sprawdzałam jak zareagujesz. – mówiąc to śmiałam się dalej.
- O Ty, Ty! Kochanie no to na ile zdałaś?
- A 100%, czyli śliczna piąteczka kotku.
- Czyli możemy iść?
- Oczywiście. A gdzie mnie zabierasz?
- Najpierw do Ciebie, do domu. Potem niespodzianka. – zaczął się śmiać.
Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Poszliśmy do mnie do mieszkania. Przebrałam się w szorty, top i converse. Wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i podeszłam do Harry’ego.
- To teraz mi powiesz gdzie idziemy?
- Nie. – wytknął mi język. – Nie powiem. Niespodzianka.
- Ok, nie to nie. Wypchaj się. – też mu wytknęłam język.
Wziął mnie za rękę i poszliśmy na miasto. Najpierw zabrał mnie na kawę do Starbucks’a. Potem na lody. Teraz nie wiem gdzie idziemy. Chodziłam tędy bardzo często, ale gdzie mnie może ciągnąć to nie wiem. Oo galeria, pewnie tu idziemy. No tak jak myślałam. Weszliśmy do galerii i poszliśmy do biura podróży?! Po co? Ciekawe.
- Po co tu przyszliśmy? – zapytałam.
- Zaraz się dowiesz. – puścił mi oczko.
Podeszliśmy do pracującego tu mężczyzny, a on przyjął nas od razu.
- Witam panie Styles.
- Dzień dobry. – odpowiedział Harry.
- Dzień dobry pani. – powiedział urzędnik.
- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się.
- Proszę siadać.
Usiadłam obok Harry’ego i czekałam na rozwój sytuacji.
- Więc pokazać panu tę ofertę co oglądał pan ostatnio z kolegami?
- Tak, tak poproszę.
Facet podszedł do półki i wyciągnął jakąś ofertę.
- Proszę bardzo.
- Dziękuję. – odparł Harry.
- Tu mają państwo wszystko już wliczone. Samolot w obie strony, domek, posiłki. No dosłownie wszystko.
- Gdzie lecimy? – zapytałam cicho Harry’ego.
- Nowa Zelandia.
- Na jak długo?
- Trzy tygodnie. Zaraz po urodzinach Dan, w sensie na drugi dzień wylatujemy i wracamy przed urodzinami Perrie.
- Woo. Super. Czyli to ta niespodzianka?
- No nie do końca. Jeszcze coś będzie.
- Ok. Spoko. I nie powiesz co?
- Nie. – zaśmiał się cicho.
Spojrzał na agenta biura podróży i powiedział do niego:
- Także my zamawiamy tę ofertę. Od 11 czerwca do 8 lipca. Dobra?
- Oczywiście. Już zapisuję. Ile osób?
- Czternaście.
- Dobrze. Ten domek mają państwo tak mniej więcej na dwadzieścia osób, także będzie wygodnie.
- Idealnie. Zapłacimy przelewem. Poda nam pan numer konta i dzień przed wylotem pieniądze wpłyną. Dobrze?
- Oczywiście.
- W takim razie dziękuję, do widzenia. – powiedział Harry.
- Do widzenia. Miłego pobytu na wakacjach.
- Dziękujemy, do widzenia. – powiedziałam.
Wyszliśmy i kierowaliśmy się do wyjścia z galerii. Przechodząc koło jubilera Harry zaciągnął mnie do środka.
- O co chodzi? Nie mogłeś powiedzieć, że skręcamy, tylko mnie ciągasz? – powiedziałam przestraszona.
- No przepraszam, ale nie chciałem Ci mówić. Nie gniewaj się. – uśmiechnął się.
- Dobra, dobra.
Podeszliśmy do wystaw. Ekspedientka, zaraz gdy zauważyła Harry’ego powiedziała:
- Wszystko gotowe. Proszę bardzo.
- Dziękuję. – odpowiedział Harry i posłał swój uśmiech. – Chodźmy już. – zwrócił się w moją stronę.
- Jasne. Do widzenia.
- Do widzenia.
Wyszliśmy ze sklepu. I poszliśmy do mnie do mieszkania. Weszliśmy do środka. Pogoda była przepiękna więc wyszliśmy na ogród.
- No teraz już mogę Ci dać tą niespodziankę. – odparł Harry.
Podszedł do mnie i wyciągnął pudełeczko ze swojej kieszeni.
- Otwórz. – powiedział.
- Ok.  
Otworzyłam pudełeczko i ujrzałam dwie bransoletki. Jedną jakby męską z napisem Kate, a drugą damską z napisem Harry, łączyły się one przedzielonym na pół sercem, które po przybliżeniu bransoletek jakby się spinały ze sobą.
- Mam rozumieć, że ta z Twoim imieniem jest moja, a ta z moim Twoja, prawda?
- Oczywiście. Jak zwykle nie muszę Ci nic tłumaczyć. – uśmiechnął się.
- Ale..
- Ale co?
- Nie za dużo tych prezentów? Najpierw naszyjnik, teraz bransoletka.. Są prześliczne, ale nie są mi potrzebne do szczęścia. Ty mi wystarczysz.
- Mhm. – zaśmiał się. – Wiesz ja i tak będę Ci czasem coś kupował. Musisz się już do tego przyzwyczaić, musisz się z tym pogodzić kochanie. – uśmiechnął się uroczo.
- Jasne. W takim razie niech tak będzie.  Dziękuję za prezent. Kocham Cię. – pocałowałam go czule, a Harry odwzajemnił mój pocałunek.
Przecież ja też nie należę do biedaków. Kupię mu coś, nawet wiem co. Haha.

Na drugi dzień, dzień przed urodzinami Danielle i dwa dni przed wylotem na wakacje poszłam do jubilera.
- Dzień dobry.
- Witam. W czym mogę pani pomóc?
- Chciałabym kupić srebrny nieśmiertelnik z grawerem.
- Oczywiście. Niech tylko pani powie co ma być wygrawerowane.
- Love is enough i poniżej tego Harry and Kate. Na kiedy będzie gotowe?
- Myślę, że jutro z samego rana już będzie, a pani może odebrać kiedy będzie miała pani czas. Pasuje pani?
- Tak. W sam raz. Dziękuję. Płatne przy odbiorze?
- Tak, tak. Dam tylko pani karteczkę, chwileczkę proszę poczekać.
- Dobrze.
Po minucie kobieta wróciła z zaplecza.
- Proszę bardzo tu jest potwierdzenie zamówienia.
- Dziękuję bardzo. Do widzenia.
- Do widzenia. – uśmiechnęła się sprzedawczyni.
Poszłam jeszcze poszukać prezentu dla Dan. Myślę, że kupię jej te buty, które tak się jej podobały, jak byłyśmy ostatnio na zakupach, ale powiedziała, że kupi je sobie po urodzinach. No i już nie będzie musiała ich kupować. Do tego dokupię marynarkę i torebkę. Idealnie.
Po około godzinie wróciłam do domu. Zapakowałam prezent. Zeszłam na dół z lapem i ogarnęłam co nowego w świecie. Clara siedzi godzinami u Josh’a, dlatego siedzę sama. No a Harry wiadomo, to jakieś sesje, to nagrywanie w studio. Takie moje życie, że muszę siedzieć sama. Haha. Cóż, po jutrze wylatujemy i spędzimy pełne trzy tygodnie razem. A jak. J
Do wieczora siedziałam to w domu, to na ogrodzie. Czytałam książkę, oglądnęłam coś w TV, posiedziałam na necie. Tuż przed snem dostałam słodkiego sms’a od Hazzy no i zasnęłam.

Wstałam o 10. Zeszłam na dół. Było pusto. Najwyraźniej Clara nie wróciła na noc. Cóż.. dosyć często się to zdarza. No ale co ja mogę z tym zrobić? Nic, dosłownie nic, przecież jest dorosła, to jej życie i nie mogę się w nie wpieprzać. Normalka. Ona się nie wtrąca w moją relację z Harry’m, a ja w jej z Josh’em. Dobra zostawiam tą rozkminę. Muszę sobie zrobić śniadanko, a w lodówce pustka. No tak, mogłam się tego spodziewać.. Przecież ostatnio nie robiłam zakupów. Poszłam do pokoju się ubrać. Zeszłam na dół. Wyszłam z domu i wyjęłam klucze żeby zamknąć drzwi.
- Cześć kochanie! Gdzie się wybierasz?
Odwróciłam się i zobaczyłam Harry’ego. Uśmiechnęłam się.
- A miałam iść na zakupy, bo moja lodówka świeci pustkami. – odpowiedziałam podchodząc do furtki, żeby go wpuścić. – Wchodź. – uśmiechnęłam się, a Harry przytulił mnie i pocałował czule.
- No tak, jak zawsze masz pustki, a potem ja się dziwie, czemu tak chudniesz.. nieładnie chudzinko. Nie dbasz o siebie. Dobrze, że masz mnie. – uśmiechnął się – Przywiozłem zakupy – mówiąc to wyciągnął zza pleców siatkę pełną jedzenia. – Jak ja dobrze wiem czego Ci brakuje.
- Tak, tak. Ty zawsze wiesz, czego mi potrzeba. Kocham Cię za to. – zaśmiałam się. – W takim razie chodźmy do środka. Dziękuję Ci za zakupy.
- No wchodzimy, muszę Ci porządne śniadanko zrobić, no a potem zabieram Cię do nas i później pojedziemy do klubu na urodziny Danielle.
- Jasne.
Kurde i tak muszę zajść do jubilera w galerii. Kurwa zapomniałam. I co teraz.. A dobra wyciągnę go tam, że niby muszę sobie coś kupić na imprezę, bo w sumie muszę. No i zajdę do jubilera.
Koło 1pm., po przepysznym śniadaniu zrobionym przez mojego ukochanego prywatnego kucharza zaczęliśmy się zbierać do wyjścia.
- Kochanie, zajedźmy jeszcze do galerii. Ok? Muszę coś ładnego sobie kupić na urodziny do Dan, bo kompletnie nie miałam na to czasu.
- Jasne myszko. – uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. – A teraz już chodźmy kochanie.
- Ok. Idę skarbie.
Pozamykałam mieszkanie, włączyłam alarm, zamknęłam furtkę i weszłam do samochodu Hazzy, a on momentalnie ruszył. Podjechaliśmy pod galerię i weszliśmy do środka. Chodziliśmy po sklepach, w końcu znalazłam idealną sukienkę i buty. Kupiłam i szykowaliśmy się już do wyjścia, dzięki Bogu znalazły się fanki, które błagały wręcz o zdjęcie i autograf.
- Kochanie, daj dziewczynom autografy i zrób zdjęcia, ja za momencik wracam ok?
- Spoko. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
Uśmiechnęłam się i poszłam szybko do jubilera. Dałam karteczkę, odebrałam prezent dla Hazzy, zapłaciłam i wróciłam do chłopaka. Kończył właśnie pisanie ostatniego autografu.
- O. Już jesteś. To dobrze, bo właśnie miałem zamiar iść Cię szukać.
- Widzisz, nie musiałeś. Możemy iść.
- Gdzie byłaś? Co kupiłaś?
- Byłam na randce. – wytknęłam mu język. - A co kupiłam to niespodzianka. Wszystko chciałbyś wiedzieć.
- Ok. Nie wnikam. Spoko.
Weszliśmy do samochodu. Harry całą drogę udawał obrażonego. Nie robiło to na mnie wrażenia, przyzwyczaiłam się do tego, też tak często robię. Haha. Podjechaliśmy pod chatę chłopaków i weszliśmy do środka. Harry nie odzywał się do mnie dalej.
- Chodź ze mną „foszku”. – zaśmiałam się.
- Zaraz przyjdę na górę do Ciebie. Idź się szykować.
- Ok. Jak nie chcesz iść to nie.
Poszłam na górę. Weszłam pod prysznic. Po około 30 minutach wyszłam, wysuszyłam włosy, zrobiłam sobie mój make-up i wyszłam z pokoju. Harry leżał na łóżku z miną zbitego psa.
- Dalej trwa Twój „foch” na mnie kotku? – zapytałam.
- Tak. – odburknął.
Usiadł na łóżku i patrzył w okno. Podeszłam do niego od tyłu z wyciągniętym nieśmiertelnikiem i szybkim ruchem zawiesiłam mu go na szyję. Harry odwrócił się w moją stronę. Spojrzał na mnie i na nieśmiertelnik, a potem znowu na mnie.
- Za co to? – spytał.
- Za to, że jesteś. – uśmiechnęłam się. – Właśnie to poszłam odebrać i nie chciałam żebyś wiedział.
- Świetny prezent. Nigdy go nie ściągę. Dziękuję myszko. Kocham Cię. – pocałował mnie namiętnie w usta.
- Nie ma za co Hazzy, też Cię kocham. A teraz idź się szykuj, zaraz musimy jechać.
- Tak, tak. Jasne. Pamiętam.
- No, tak, musimy za godzinę wyjechać. Leć pod prysznic.
Po pół godzinie Harry był już gotowy. Ja kończyłam przygotowania. Przed 5pm. wyjechaliśmy do klubu na imprezę Dan. Dojechaliśmy tam przed 6pm. Weszliśmy do środka, już zbierali się ludzie. Liam miał przyprowadzić Dan punkt 6pm. Wszyscy goście czekali cierpliwie. Dan wiedziała tylko, że idzie na imprezę z Liam’em. Nie wiedziała, że cały klub jest wynajęty na jej urodziny. Liam zatrudnił nawet statystów, żeby Dan do końca nic nie podejrzewała. Wybiła 6pm. Do klubu wszedł Liam z Dan, trzymali się za ręce. Dan podeszła z Liam’em do stolika i zajęła swoje miejsce. Mnie wyznaczyli do wejścia na scenę i złożenia Dan życzeń urodzinowych w imieniu wszystkich gości. Statyści nagle gdzieś zniknęli. Wzięłam mikrofon, spojrzałam na Dan i zaczęłam swoją przemowę. Dani spojrzała w moją stronę. Dosłownie ją zamurowało, gdy nagle zaczęli wychodzić jej przyjaciele i rodzina. Do mnie na scenie dołączył Liam, który również złożył jej swoje osobiste życzenia. Dani rozkleiła się. Wstała i podeszła do mnie, przytuliła mnie. Ja jeszcze raz złożyłam jej życzenia. Później podeszła do Liam’a i czule się pocałowali. Impreza była cudowna. Trwała bardzo długo, mimo że jutro z samego rana wylatujemy. Przecież wyśpimy się w samolocie. A co J

Z samego rana, dokładnie o 7am. wstaliśmy i bardzo szybko pojechaliśmy na lotnisko. O 8am. mieliśmy samolot do Nowej Zelandii. Podróż była bardzo długa... Straszna. Nie spałam za dużo, żeby się nie wyspać, bo przylecieliśmy tu późnym wieczorem. Duży van zawiózł nas na miejsce.. O_O w mordeczkę, to miejsce jest prześliczne. Wow. Jeszcze tylko powiem, kto jest ze mną tu na wakacjach. Jak wiecie jest nas czternastu: Ja, Harry, Perrie, Zayn, Dani, Liam, Clara, Josh, El, Lou, Niall, Katherine(przyjaciółka Perrie), Gemma i jej chłopak. No, a teraz fotka z tego cudownego miejsca. 






________________________________
Czytasz-komentuj!
No hej :) Mam teraz mało czasu, dlatego rozdziały będę dodawała raz na tydzień. Mam nadzieję, że się podobają. KOMENTUJCIE !! xx

9/03/2012

Rozdział 13


W lotniskowej kawiarni spędziłyśmy około 40 minut. Siedziałyśmy tam w milczeniu, ciągle płacząc. Mężczyzna, który powiadomił nas o tej sytuacji w pierwszym momencie, gdy powiedziałyśmy mu, że jesteśmy w związkach z chłopakami z 1D nie uwierzył nam i poszedł to sprawdzić. Zaraz po potwierdzeniu naszych informacji sanitariusze z pobliskiego szpitala nie opuszczali nas na krok. My nie wiedziałyśmy co robić.. Prawdę mówiąc nie wierzyłam w to co ten facet nam powiedział. Nie wiem co teraz będzie. Ktoś mi powie? Dlaczego właśnie Harry i reszta musieli zginąć? Za co, ja się pytam.  Dochodziła 8. Z przenikliwej ciszy wyrwał nas czyjś głos.
- Może pojadą panie do domu. Nie ma sensu tu tak czekać. – powiedział jeden z sanitariuszy.
Spojrzałyśmy na niego nieobecnym wzrokiem. Chyba jeszcze nigdy nie stracił nikogo bliskiego i nie wie jak to jest. Ale prawdę mówiąc może lepiej jak stąd pójdziemy.
- W sumie, możemy iść. Przecież nie będziemy siedziały cały dzień na lotnisku. – podsumowała Clara.
- No racja. Chodźmy.
Wybiła 8. Wstałyśmy i ruszyłyśmy w stronę wyjścia. Szłyśmy ze spuszczonymi głowami. Mi przynajmniej dalej ciekły łzy po policzkach. Mogę się założyć, że dziewczynom również.
- Samolot z Nowej Zelandii, lot nr 2221 wylądował na pasie nr 2, pięć minut temu. Pasażerowie proszeni są o zabranie swoich bagaży i udanie się do wyjścia. Dziękujemy. – rozległ się dźwięk z głośników.
No i czemu oni nie mogli nim lecieć? Dolecieli by szczęśliwie. Kierowałyśmy się w stronę wyjścia. Już niedaleko, zaraz wejdziemy do samochodu i zawiozą nas do domu. Przy drzwiach było dużo ludzi z walizkami. Przed nami, jakieś kilka metrów, wydawało mi się, że widzę chłopaków podobnych do NASZYCH?! Ej no przecież to Harry i chłopaki.
- Ej! – szturchnęłam Dan, która od razu na mnie spojrzała swoimi zapuchniętymi od płaczu oczami. – Patrz – powiedziałam wskazując na chłopaków przed nami. – Przecież to NASI CHŁOPCY!!
- Liam. – odparła Dan i pobiegła w stronę chłopaków.
Powiedziałam o co chodzi Perrie, Clarze i El no i zrobiłam to samo co Dan. Dobiegając do Harry’ego (tak mi się bynajmniej wydawało, że to on) krzyknęłam:
- Harry!
Loczek odwrócił się w moją stronę i zaczął do mnie biec. Łzy lały mi się strumieniami. Nie potrafię opisać wam teraz mojego szczęścia. On żyje!!! Dobiegliśmy do siebie, a Harry wziął mnie w ramiona.
- Kate! Tak się stęskniłem! – mówił to patrząc prosto w moje zeszklone oczy. – Ale co się stało kochanie?
- Nic, mówili, że nie żyjecie… bo ten lot 2220, którym Wy mieliście lecieć wpadł do oceanu i wszyscy zginęli na miejscu… bałam się, że Cię straciłam, że już nigdy Cię nie zobaczę. Czemu nie napisałeś?
- Nie mogliśmy, kazali nam wyłączyć telefony, żeby nie ściągały piorunów, czy coś. Chciałem napisać, że się spóźniliśmy na lot i będziemy godzinę później lotem 2221.
- Dzięki Bogu. Po prostu odchodziłam od zmysłów. Nie chciałam w to wierzyć. Ale na szczęście jesteś.
- Kocham Cię Kate. Już spokojnie. Jestem przy Tobie. Uspokój się myszko.
- Też Cię kocham.
Zaczęliśmy się namiętnie całować. Później wyszłam z uścisku Hazzy i przywitałam się z resztą. Harry złapał mnie za rękę i poszliśmy to tour bus’a, którym pojechaliśmy do domu chłopaków. Tam jak zawsze poszliśmy z nimi do ich pokoi i pomagałyśmy, każda swojemu, rozpakować torby. Nie mogłam przestać się uśmiechać. Tak jak dwie godziny temu non stop płakałam, tak teraz non stop się uśmiechałam. Byłam szczęśliwa, że Harry i chłopaki żyją, że są już z nami, bezpieczni. Nie mogę jednak przestać myśleć o tym, że wtedy to oni mogli być w tym samolocie, mogli zginąć… Nie, nie. Kate przestań o tym myśleć. Przecież on żyje, to jest najważniejsze. Resztę dnia spędziliśmy razem. Znaczy się tylko obiad i kolację zjedliśmy wspólną, w sensie w dwunastu. W między czasie i teraz siedzieliśmy sami w pokojach. Leżałam z Harry'm na łóżku. Obejmowaliśmy się, całowaliśmy i rozmawialiśmy. Byłam szczęśliwa, że on żyje, że jednak nie leciał tym samolotem, że się spóźnili. Dziękuję Ci Boże.. naprawdę.

Następnego dnia wstałam o 10. Musiałam wszystko ogarnąć. Jeszcze raz zadzwoniłam do klubu, gdzie robię Harry’emu przyjęcie niespodziankę na 19-ste urodziny. O 6pm. jedziemy niby do mnie do mieszkania. Zostało niewiele czasu. Dobra, muszę ogarnąć jeszcze liczbę gości. Anne i Gemma już przyjechały. Są u mnie w mieszkaniu. Nie mogę się doczekać miny Harry’ego. Teraz idę mu złożyć życzenia. Wyciągnęłam schowany prezent i poszłam do pokoju. Harry brał prysznic. Po około 20 minutach wyszedł z łazienki oczywiście w samym ręczniku. Co tam, jestem już do tego przyzwyczajona.
- Cześć kochanie! – powiedział podchodząc.
- No hej skarbie. – uśmiechnęłam się, a Harry pocałował mnie w szyję. Mmm lubię to, zawsze mam dreszcze jak to robi.
- Jak tam? – zapytał. – Dobrze się spało?
- Oczywiście. A właśnie, zapomniałabym. – wstałam i spojrzałam w jego oczy. – Kochanie, chciałam Ci złożyć najlepsze życzenia, spełnienia Twoich najskrytszych marzeń, zdrowia, miłości, realizacji w Twojej ukochanej branży, czyli muzyce. No po prostu wszystkiego naj naj. – pocałowałam go czule. – A tu drobny prezent (kolejne converse do kolekcji, haha).
- Dziękuję Ci, moje Słoneczko. Jesteś cudowna. – uśmiechnął się i pocałował mnie bardzo namiętnie na podziękowanie, jak mniemam. Haha.
- Nie ma za co, naprawdę. – zaczęłam się śmiać.
Potem zeszliśmy na śniadanie, oczywiście Harry najpierw się ubrał. J Po śniadaniu przyjaciele poskładali mu życzenia. Koło 4pm. powiedziałam Harry’emu, że zabieram go do siebie. W drodze do mnie zasłoniłam mu oczy, żeby nie podglądał.
- Czemu to zrobiłaś? Przecież wiem gdzie mieszkasz.
- Wiem, że wiesz, ale mam jeszcze jedną niespodziankę i nie możesz jej widzieć. Ok?
- No spoko kochanie.
O 6pm. byliśmy na miejscu, w sensie w klubie. Wprowadziłam Harry’ego do środka. Zaprowadziłam go na scenę, która znajdowała się w tym klubie i posadziłam go na wygodnej sofie.
- Ok, już możesz ściągnąć przepaskę z oczu. – mówiąc to kiwnęłam gościom, że jak ściągnie zaczynamy.
Harry ściągnął przepaskę. Oczy jednak miał zamknięte, gdy je otworzył cała sala gości zaczęła śpiewać Happy Birthday To You. Harry nie wierzył własnym oczom. Spojrzał na mnie, a ja tylko się uśmiechnęłam. Wstał i przytulił mnie najmocniej jak mógł, a potem pocałował. Gdy goście przestali śpiewać Harry wziął mikrofon i podziękował za życzenia. A także za mnie, no za to że mnie ma. Oj tam, oj tam. Miło słyszeć takie słowa. Impreza była bardzo udana. (%%) Harry nie wypił dziś tak wiele. Był w dobrym stanie, w sensie w stanie trzeźwości. Koło północy powiedział, że chciałby jechać do domu, więc pożegnał się z gośćmi, ale kazał bawić im się dalej. Tak też zrobili. Mnie wziął za rękę i ruszyliśmy do wyjścia.
- Czemu chcesz iść? Nie podoba Ci się? – zapytałam.
- Nie, jest wprost idealnie. Chciałbym tylko pobyć z Tobą sam na sam, nie w tłumie przyjaciół, tak intymne bardziej. Przecież jesteśmy parą. – puścił mi oczko.
Kierowca zawiózł nas do domu. Harry złapał mnie za rękę i zabrał do swojego pokoju, który zamknął. Haha. ok. Włączył romantyczną muzykę i poprosił do tańca. Byłam troszkę speszona, bo nigdy tak nie byłam z chłopakiem, w sensie aż tak blisko ze sobą. Tańczyliśmy tak dłuższy czas. Rozmawialiśmy. Przez moją głowę przeszło mnóstwo myśli. Nie wiedziałam co robić. Zaczęliśmy się całować. W końcu wylądowaliśmy w łóżku. Harry przytulił mnie mocniej. Chciał mnie pocałować, gdy nasze języki spotkały się w pół drogi. Zamarł jakby na moment smakując mnie jako napotkaną przeszkodę. Po chwili naparł na mnie zachłannie i wygrał, ale nie na długo. Prześlizgnął się po zębach, odgadując mój bezgłośny śmiech, miękkość warg. Odchyliłam głowę i kolejny pocałunek wylądował na szyi, a następny za uchem. Zamruczałam, potem wtuliłam się głową w jego obojczyk. Jego dłonie same szukały drogi: koronkowe stringi, zapinka stanika, łańcuszek, który mi podarował. Gdy łóżko niebezpiecznie zbliżyło się do nas, zarzuciłam mu ramiona na szyję, dłońmi zagarniając głowę. Szczerze nie wiadomo kiedy moje ubranie spłynęło na dywan. Zadrżałam, gdy musnął dłonią wnętrze moich ud. Nerwowo zrywaliśmy oboje jego koszulę, miękko odezwał się rozsuwany zamek spodni Harry’ego. Opadłam na pościel nie puszczając jego dłoni. Zaczęłam wędrować pocałunkami po jego nagim torsie, on też nie pozostał mi dłużny.
- Kate, rób co chcesz. Kocham Cię do szaleństwa. – jego głos, nabrzmiały emocją, rozwibrował we mnie.
- Czemu teraz? – spytałam. – Czemu właśnie teraz chcesz mnie przelecieć?
- Jeżeli nie chcesz to nie musimy tego robić.
- Wiesz, że chcę. Jednak boję się, że pomyślisz, że jestem łatwa.
- Oj nie jesteś, wiem to. – uśmiechnął się. – Wiem też, że mnie pragniesz tu i teraz.
- Jasne, chyba Ty mnie. – wytknęłam mu język.
Błyskawicznie zgięłam nogi w kolanach, a Harry docisnął mnie do piersi, podtrzymując rękami.
- Dobrze wiesz, na co masz ochotę. – szepnął mi do ucha. – Nie przerywaj. Bierz ode mnie co tylko zechcesz. Wykorzystaj mnie.
Zamknęłam oczy, wyłączyłam umysł i zdałam się na swoje ciało. Pragnęłam go, bardzo.
- Zrób to delikatnie. – szepnęłam. – To mój pierwszy raz.
Harry zabrał się do tego bardzo delikatnie. Najpierw dwa palce powędrowały do mojej intymności, lecz wiedziałam, że to dopiero początek. Potem wsunął się we mnie, bardzo głęboko. Czułam, że rozsadza moje ciało od wewnątrz. Znieruchomiałam i zaczęłam głęboko oddychać. Moje uda napięły się, kiedy moje wnętrze próbowało dopasować się do męskości Harry’ego. Przestałam myśleć o wszystkim, skupiłam się tylko na tym, na Harry’m i na naszym wspólnym razie. On wchodził we mnie i wychodził. Tarcie jakby zelektryzowało mnie. W tej rozkoszy w końcu dopasowałam się do mojego ukochanego. Opadłam w dół i pochyliłam się do przodu. Potem bez końca powtarzałam tę sekwencję. Można powiedzieć, że „kochaliśmy się” w powolnym, posuwistym rytmie. Harry mnie wypełniał, a ja widziałam, że on też był szczęśliwy. Dosłowniej wyglądał jakby był w ekstazie. Nasz pierwszy raz trwał bardzo długo, było cudownie. Po wyczerpującym, ale jakże wspaniałym seksie, zasnęliśmy.

Przebudziłam się rano, koło 9, kiedy lekkie promienie słońca wpadły do pokoju przez niezasłonięte rolety. Wstałam i poszłam pod prysznic. Harry jeszcze spał. Po długim, ale jakże relaksującym prysznicu ubrałam się i wróciłam do pokoju. Spojrzałam na Harry’ego. Spał tak słodko, że aż żal mi było go budzić. W sumie nie ma po co. Niech sobie pośpi, zasłużył. Otworzyłam drzwi i zeszłam na dół. W kuchni siedziały już nasze dwa „ranne ptaszki”, mianowicie Lou i Liam. Zawsze wstawali najszybciej.
- Cześć chłopaki! – uśmiechnęłam się – Jak po imprezie?
- A dobrze, dobrze. Czemu Harry tak szybko się z Tobą wymknął? – zapytał zaciekawiony Lou.
- Chciał pobyć ze mną sam na sam – zaśmiałam się. – Poza tym, powiedzcie mi były jakieś zgony?
- Wiadoma sprawa. Kumpel Hazzy o pierwszej miał odlot no i to chyba tyle.
- No to spoko. Mam nadzieję, że nikt klubu nie zarzygał i nie będę musiała dopłacać co?
- Nie, nie. Wszystko było pod kontrolą. – dodał Liam uśmiechając się. – Kawy? Herbaty?
- Może być herbata, dziękuję Liam.
- Proszę bardzo.
Usiadłam koło chłopaków. Rozmawialiśmy dość długo. Po około dwóch godzinach zaczęli się dopiero wszyscy schodzić na dół na śniadanie. Chłopaki wylatują za tydzień na ostatnią trasę przed wakacjami, a mianowicie po Europie. Wracają na święta, potem znowu wylatują i wracają na początku czerwca. No i potem nie wiadomo co będzie dalej. Ja za półtora tygodnia wracam na uczelnię i znowu zaczynam zakuwanie, do kolejnej letniej sesji zaliczeniowej.

*2 miesiące później*

Święta coraz bliżej. Już za pięć dni WIELKANOC, a za dwa dni Wielki Czwartek, więc rozpoczęcie świąt. Jutro wylatujemy z Clarą na sześć i „trochę siódmego dnia” do Polski. „Trochę siódmego dnia”, bo we wtorek będziemy już wracały, żebyśmy mogły jeszcze zdążyć się pożegnać z chłopakami.

Dziś środa, czyli dzień wylotu. Chłopaki wrócili wczoraj z trasy we wschodniej Europie. Odwiedzili też Polskę J. Po świętach zostanie im jeszcze trochę państw do, że tak powiem, „obsłużenia”. Haha. dobra. Jedziemy na lotnisko. Londyn, do zobaczenia za tydzień.

*tydzień później*

Święta minęły w ekspresowym tempie. Jestem więc pewna, że te kolejne dwa, w sumie już ostatnie miesiące pierwszego roku akademickiego, miną tak samo szybko. Szczerze, tu nie ma czasu na nudę. Jutro chłopcy lecą, żeby do czerwca wyrobić się z koncertami.

Cały dzień, zaraz po wylocie Harry’ego i reszty, spędziłam na leżeniu i czytaniu książki (od anatomii oczywiście). W między czasie też odpisywałam na sms’y Hazzy. Dopiero wyleciał, a ja już tęskniłam. Z resztą tak samo było jak ja wyleciałam na święta do Polski, tęskniliśmy za sobą zaraz po zamknięciu drzwi samolotu. Jednak tęskniłam też za mamą i cudownie było znowu ją zobaczyć no i oczywiście moje kochane rodzeństwo. Mały Karolek, syn mojego brata Nick’a (mam nadzieję, że pamiętacie) rośnie jak na drożdżach. Kawał chłopca już z niego. Słodki jest. Cudny. Już taki ziomek z niego, że wiecie wszystko robi. Mały cwaniaczek. Chodzi, w zasadzie biega. Nie byłyśmy na jego roczku, który miał w marcu, więc musiałyśmy nadrobić nasze ciotkowanie. Haha. Wstawię Wam jego zdjęcie, także ogarniecie mojego Miśka. Mówię Wam, będzie miał pełno lasek w przyszłości. A Harry powiedział do mnie, że chce mieć kiedyś takiego maluszka. Aww *_*.  Dobra muszę kuć na kolokwium. Nie mam teraz za dużo czasu, dlatego jak mówiłam, bardzo szybko zlecą mi te dwa miesiące. J







______________________________________________
Czytasz-komentuj!
Co sądzicie? Przepraszam, że nie wczoraj, ale późno wróciłam i nie zdążyłam. Kolejny wstawię za kilka dni, teraz mam mało czasu. No i przepraszam, że nie taki długi jak niektóre. x
KOMENTUJCIE!!
Zapomniałam dodać, scena "erotyczna", że tak ją nazwę, to mieszanka z dwóch książek ;)

9/01/2012

Rozdział 12


*4dni później*

Dni spędzone z Harry’m były chyba jednymi z najlepszych dni w moim życiu. Ciągłe zabawy w gotowanie, romantyczne zimowe spacery, później wspólne wieczory spędzane to przed TV, czy też wspólne siedzenie i popijanie gorącej czekolady. Ale te dni należą już jakby do przeszłości, bo dziś już Sylwester, więc jadę właśnie zaraz z Harry’m do nich, żeby zacząć już coś szykować na imprezę, jeżeli to można tak nazwać. Haha. Chłopcy zdecydowali, że będzie to tylko impreza z najlepszymi przyjaciółmi, no dołączy do nas tylko siostra Hazzy z chłopakiem i dwie siostry Liam’a ze swoimi chłopakami. Także jedziemy.

Niecałe dwie godziny później byliśmy na miejscu i zabraliśmy się za przygotowania. Każdy też coś miał przynieść ze sobą. Zaczęli się więc zjeżdżać już chłopaki ze swoimi wybrankami serca, że tak powiem. No w sensie, wrócili od swoich rodzin, z którymi spędzili te kilka dni. O 6pm. rozpoczęła się impreza. Może to niezbyt dobre i może zdemoralizuję dzieci w tym momencie, bo alkohol lał się dosłownie litrami… cóż takie jest życie nastolatka (pełnoletniego), haha. Zabawa była szampańska, w końcu jest to mój pierwszy Sylwester, na którym nie „oglądam gwiazd w TV”, ale mam je na wyciągnięcie ręki, a jeden z nich jest moim facetem. Ouu. Haha. Także tego. No wracając do Sylwestra, zaliczam go do udanego. Choć jeszcze się nie skończył. Właśnie w TV podali, że zostało ostatnie odliczanie.

- Aaaa! Ostatnie odliczanie! – krzyczał, biegający po całym salonie Niall – 10, 9 ..
Wszyscy zaczęliśmy odliczać
- 8.7.6.5.4.3.2.1. Szczęśliwego Nowego Roku 2013!!!!!!!

Wykrzyczeli wszyscy na raz. Wybiegliśmy na dwór, no oczywiście ubraliśmy się, żeby nie było, oglądać fajerwerki!! Staliśmy i przyglądaliśmy się niebu. Sami woleliśmy nic nie puszczać, bo jeszcze komuś by się coś stało. Harry przytulił mnie i tak staliśmy wpatrzeni w rozświetlone niebo.
- Ślicznie jest. Wiesz Harry.. to tak naprawdę to mój pierwszy Sylwester z chłopakiem. – zaśmiałam się.
- Jak to? Przecież mówiłaś, że miałaś kogoś przede mną.
- No tak, ale właśnie tak wyszło, że zerwaliśmy miesiąc przed, a zaczęliśmy chodzić jakoś w marcu tego samego roku, więc wiesz… to mój pierwszy Sylwester z kimś, haha.
- A no chyba, że tak J Kocham Cię myszko. – mówiąc to czule mnie pocałował.
- No ja Ciebie też.
Znowu spojrzeliśmy w niebo. Ciągle było rozświetlone. Po kilku minutach zaczęliśmy składać sobie życzenia. Mimo że wydawać się mogło, że większość z nas nie jest w stanie tego zrobić, o dziwo dla wszystkich każdy się zebrał i zaczął składać życzenia. Później wróciliśmy do domu i szybko zaczęliśmy dzwonić do przyjaciół i rodziny. Potem jeszcze oglądaliśmy jakiś film, a około 4am. poszliśmy spać. Wszyscy byli padnięci… Nie dziwicie się chyba?! Przecież taka biba(%% się lały..) wiadomo.

Wstałam koło 11. Tak dobrze mówię, bo właśnie patrzę na zegarek. Jest 11. Zeszłam na dół.. głucha cisza. Ani jednej żywej duszy. Harry też spał jak wychodziłam z pokoju. Zawsze łapie mnie za rękę jak wstaję, żebym się cofnęła i znowu położyła, dziś tego nie zrobił.. spał jak słodki Suseł. Haha. Dobra, głowa mnie nie boli, więc kaca nie mam, zrobię im śniadanie, a co. Niech mają. Zabrałam się za przygotowywanie. Zajęło mi to pół godziny. Później zaczęłam szukać aspiryny. Nigdzie nie ma. Nie zrobili zapasów.. o kurwa.. muszę lecieć do najbliższego sklepu. Lecę. Pobiegłam do pobliskiego sklepu, weszłam do środka i od razu podeszłam do kasy.
- Dzień dobry. Poproszę dwa opakowania aspiryny. – uśmiechnęłam się.
- Proszę bardzo Kate. – uśmiechnęła się moja ulubiona pani ekspedientka.
- Dziękuję pani Row. A właśnie Szczęśliwego Nowego Roku.
- Wzajemnie kochanie. A teraz leć, bo pewnie już wszyscy wstali, a wiesz po Sylwestrze aspiryna zawsze pomaga. – uśmiechnęła się znowu.
- Dosłownie pani Row. Ma pani rację. W takim razie dowidzenia. Miłego dnia.
- No pa. Dowidzenia Kate.
Wyszłam ze sklepu i szybkim krokiem pobiegłam do domu. Weszłam do środka. Połowa leżała przy stole, DOSŁOWNIE, i zajadali śniadanie. Reszta leżała w salonie, we wszystkich możliwych miejscach.. Ou. Wyglądają tragicznie.
- Cześć kochani! – lekko krzyknęłam.
- Kate nie krzycz.. – powiedział Lou.
- Hej kochanie – powiedziała Dan.
Ona i Liam jako jedyni ogarniali najlepiej. Zayn leżał na sofie, wyglądał jakby go ktoś pobił i to bardzo mocno..
- Nie ma aspiryny, prawda? – zapytałam dość wesoło.
- I czemu się cieszysz… Przeszukaliśmy cały dom i nic.. Nie ma naszego ratunku. – płakał Lou.
- Oj, co Wy byście beze mnie zrobili.
- Hmm?
- No ja się pytam, co byście beze mnie zrobili? – w tym samym momencie wyciągnęłam dwa opakowania aspiryny.
- WYBAWCO!!!!!
Rzucili się na mnie jak sępy na padlinę. Nie no zaraz mnie stratują.
- STOP! Stać, nie ruszać się, bo strzelam. – zaśmiałam się. – Po kolei. Każdemu rozpuszczę na razie po jednej. Ustawić się gęsiego i za mną do kuchni.
Byli posłuszni jak baranki. Jak powiedziałam, tak zrobili. Podreptali za mną do kuchni. Każdy dostał upragnioną szklankę wody z aspiryną. Lou, Zayn, Niall i Harry musieli poprawić, dwóch pierwszych dodatkowo dwa razy, dwóch następnych dodatkowo raz. Nieźle się spili. Chociaż wczoraj w sumie kontaktowali.
- Dziękujemy Ci wybawicielko za aspirynę i śniadanie. – powiedzieli gdy wrócili do siebie, czyli o 4pm.
- Nie ma za co. Też Was kocham. Haha. – zaczęłam się śmiać. – No to mamy nowy rok.
- A no. – odparli chórem.
Później siedzieliśmy przed TV. Oglądaliśmy FRIENDS. Tak, tak serial Przyjaciele. Jest super.

*12 dni później*

Dziś już po urodzinach Zayn’a. 20 lat minęło jak jeden dzień! Dosłownie. Chłopaki dziś lecą do Australii i potem do Nowej Zelandii, a wracają przed pierwszym lutego, na urodziny Hazzy. No. Dokładnie wracają 31 stycznia, a na drugi dzień będzie impreza. Już mam większość rzeczy gotową na nią. Can’t wait!!! O 6pm. pojechaliśmy na lotnisko odprowadzić chłopaków i pożegnać się z nimi. Znowu na lotnisku było pełno fanów. Dziewczyny piszczały, płakały, krzyczały. No wszystko co mogły robić, robiły. Haha. Nadszedł czas rozstania. Dokładnie na 19 dni… L Masakra. Nie wytrzymam tyle bez niego. Zaczęłam płakać, nie mogłam.
- Kochanie, nie płacz. To tylko 19 dni. – pocieszał mnie Harry, choć słyszałam, że jego głos też już się powoli załamywał.
- Będę tęskniła. – mówiąc to spojrzałam w jego zielone tęczówki, swoimi niebieskimi zapłakanymi oczyma. Harry nie wytrzymał. Zaczął płakać, więc płakaliśmy razem. Spojrzałam na innych, też ryczeli. Widać było, że się kochają. Tylko Niall stał biedny sam koło Paul’a.
- Niall, chodź no tu. – kiwnęłam na blondyna ręką.
- Idę, idę.
Poszedł i zobaczył nas płaczących.
- Stało się coś? – zapytał niebieskooki. (lubię go tak nazywać, albo Blondasek haha)
- Nie nic, po prostu żegnamy się i wiadomo będziemy za sobą tęsknić. – odparłam.
Niall już chciał odejść, ale złapałam go za rękaw kurtki.
- Czekaj! Co uciekasz?
- A co? Mam stać i patrzeć jak płaczecie?
- Nie. – wytknęłam mu język. – Chciałam się też z Tobą pożegnać mój Ty kochany Blondasku. – mówiąc to przyciągnęłam go do siebie, a on wtulił się we mnie, w znany, jedyny w jego rodzaju sposób przytulania. J  Niall jest słodkim Irlandczykiem, kocham go jak własnego brata, wiem że mogę mu powiedzieć wszystko, bo nigdy nikt się o tym nie dowie. Oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałam z Harry’m na Nialler’a. Płakał.
- Co jest Nialler?
- Nie, nic. Po prostu miło mi, że chciałaś się ze mną pożegnać. – uśmiechnął się przez łzy.
- Wiesz przecież Nialler, ze kocham Cię jak własnego brata i nienawidzę, gdy ktoś robi Ci krzywdę. Boli mnie kiedy płaczesz, kiedy się smucisz. No a kiedy się uśmiechasz i śmiejesz to i moje serce się weseli. Ziomuś, jesteś jednym z naszej bandy. Zawsze Cię będziemy kochać.
- Dokładnie – dodała reszta, która właśnie podeszła do nas.
Niall uśmiechnął się uroczo i zaczął się żegnać z pozostałymi dziewczynami, a ja pożegnałam się z chłopakami i jeszcze raz bardzo mocno i namiętnie pocałowałam się z Harry’m.
- Kocham Cię. – krzyknął odchodząc. – Już tęsknię. Sprawdź sms. J
- Też Cię kocham i tęsknię, ale mocniej. Haha.
Jeszcze tylko pomachałam, gdy zniknęli za drzwiami odpraw. Odlecieli. Ruszyłyśmy wolnym krokiem w kierunku tour bus’a chłopaków, który porozwoził nas do mieszkań. Po raz kolejny pojedziemy nim za 19 dni, jak chłopaki wrócą. Nie mogę się już doczekać.

*18dni później*

Śmieszne jest to, że od dziś mam już dwa tygodnie ferii zimowych, Clara też. Miałam wczoraj sesję zaliczeniową półrocza na studiach, no zaliczyłam oczywiście, Clara ma dziś i trzymam za nią kciuki. J Chłopaki jutro o 7am. przylatują także nie mogę się już doczekać. J
Teraz czekam na dziewczyny, dziś nocują u nas, bo od nas najbliżej na lotnisko, no i czekam na Clarę. Ciekawe jak jej poszedł egzamin. Około 3pm. przyszła Clara z uśmiechem na twarzy, czyli wnioskuję, że zdała.
- I jak, zdałaś? Mam rację?
- Jasne. J Haha. Teraz możemy oblewać. – zaśmiała się Clara.
- Obalimy wino z dziewczynami jak przyjadą.
- Ok.
Koło 5pm. idealnie na obiad, przyjechały dziewczyny. Perrie miała kilka koncertów, poza tym ona też za kilka dni jedzie w trasę z Little Mix (do USA), Dan była na planie nowego teledysku Cheryl Cole (nagrywali go przez ostatnie 2tygodnie), El też zaliczyła egzamin na studiach pozytywnie, więc możemy oblewać sukcesy. Zjadłyśmy obiad, a potem włączyłyśmy sobie jakieś komedie i piłyśmy wino. Haha. Koło 8pm. napisał mi sms’a Harry, że za trzy godziny wyjeżdżają na lotnisko, o 11pm. mają lot. Już nie mogę się doczekać, jak jutro rano przylecą. Położyłyśmy się po północy. Ciekawe jak lot chłopaków. Czekam na nich, no szczególnie na Harry’ego. Przecież 1.02. impreza haha, wszystko gotowe. J Branoc xx.

Wstałam o 5am. Boże jak mi się chce spać, ale nie trzeba dzielnie jechać po chłopaków. Ich bus podjedzie po nas za pół godziny. Szybki prysznic, śniadanie i jedziemy. Ok.

Na lotnisku byłyśmy równo o 7am. Nie było widać jednak żadnego samolotu, który by przyleciał. Pogoda była straszna. Nie na tyle, że samolot nie mógłby lądować, ale padał śnieg i widoczność była słaba. Fanek nie było (uff jedno szczęście). Usiadłyśmy na poczekalni. Miałyśmy mimo wszystko dobry humor. W końcu Dan nie wytrzymała.
- Chodźmy, dowiemy się co z tym samolotem.
- No w sumie możemy iść. – powiedziałam.
- Informacja jest w drugim pomieszczeniu, chodźmy. – dodała Perrie.
Ruszyłyśmy do informacji. Gdy przeszłyśmy drzwi z poczekalni do recepcji nagle zauważyłyśmy tłum ludzi, ekipy telewizyjne z kamerami i dziennikarzy z mikrofonami. O kurwa, czy oni czekają na chłopaków, czy co?! Szczerze tłum ludzi nie wyglądał na fanów 1D… Poczułam się dziwnie, dziewczyny też. Podeszłyśmy do bocznego okienka „OBSŁUGA PASAŻERÓW”.  Dan podeszła i zapytała się o lot, którym mieli lecieć chłopcy. Nagle mężczyzna zamiast normalnie odpowiedzieć Dan na pytanie, zszedł ze swojego miejsca pracy i podszedł do naszej grupki wraz z Dan.
- Mam do pań pytanie, czy przyjechały panie po kogoś kto miał przylecieć tym lotem? – zapytał mężczyzna.
- Tak. Mój chłopak. – odparła Dan. – W zasadzie to nasi chłopcy.
- Ach tak.
- One Direction miało nim przylecieć, a my jesteśmy ich dziewczynami, w sensie partnerkami. - powiedziała Perrie.
- Nasz Brytyjski zespół? - zasmucił się mężczyzna. - Muszę paniom powiedzieć coś bardzo ważnego. – spojrzał po każdej z nas oddzielnie. – Lot 2220 nie przyleci.
- Jak to?! – zapytałam. Zaschło mi w gardle. Czułam, że coś jest nie tak.
- Samolot, z powodu panującej wichury wpadł do oceanu, dwadzieścia minut po starcie. Wszyscy pasażerowie i cała załoga zginęli na miejscu… Przykro nam.

Czułam jak łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Spojrzałam na dziewczyny też płakały. Objęłyśmy się i płakałyśmy nie mogąc przestać. Mężczyzna i kobieta, która do niego podeszła, odprowadzili nas do kawiarni, gdzie zajęli się nami sanitariusze. JAK TO MOŻLIWE?! JAK MÓGŁ TEN SAMOLOT WPAŚĆ ZARAZ PO STARCIE DO OCEANU?! CZEMU AKURAT SAMOLOT Z NIMI?! ZA CO?! Ja KOCHAŁAM Harry’ego z całego mojego serca, a teraz Go straciłam. STRACIŁAM MOJĄ MIŁOŚĆ, MÓJ POWÓD DO ŻYCIA… Harry nie żyje… jak to? To niemożliwe. Może jednak żyje.. Siedziałyśmy w kawiarni bez słowa, jakby nam głos odebrało. Nie miałyśmy siły się odzywać. Nie miałyśmy nawet ochoty. Nie było po co. Nawet nie miałyśmy siły dzwonić do ich rodziców. Zadzwonimy później, nie teraz. Teraz potrzebujemy spokoju… DLACZEGO? Boże…









_____________________________________
Czytasz-komentuj!
Trochę krótszy... Przepraszam. Jutro postaram się wstawić kolejny, żebyście nie zeszły na zawał przez tą niewiedzę. Jak się podoba? xx
Fragment katastrofy zaczerpnięty z książki "Samotność w Sieci"